ANTONI DZIAD, czyli Historia niebywała, która wydarzyła się koło Otwocka, przez Piotra Makowskiego z Mlądza na tydzień przed śmiercią jego opowiedziana….

Cztery lata temu, na zamku w Kętrzynie była burza i urwanie chmury. Staliśmy z Piotrem Makowskim (którego wszyscy znali, a ja dopiero poznawałam, bo ja zawsze jestem w innym momencie) pod daszkiem, przeczekując. Piotr umiał lać świece i znał się na świecie i zaświecie. I on opowiedział mi historię. Niesamowitą, piękną. I trzy razy spytał: Ale co, opowiadaczko, będziesz to opowiadać? Oczy mu płonęły i cały płonął od środka… Ja nie wiedziałam dlaczego. Znajomi wiedzieli, ja widziałam tylko, że się chłop pali…

Historia była o dzieleniu się.
A Piotr tydzień później umarł, bo już dość miał chorowania.
A teraz się udało z historii zrobić pieśń. Do której Jacek Hałas wymyslił bardzo piękną muzykę.

Pieśń dostała jedną z głównych nagród w III Konkursie na Pieśń Dziadowską Nową organizowanego przez Wydawnictwo In Crudo oraz Fundację Numinosum

ANTONI DZIAD

Historia niebywała, która wydarzyła się koło Otwocka, przez Piotra Makowskiego z Mlądza na tydzień przed śmiercią jego opowiedziana….

Śmierć o życie nie dba
I nie raz i nie dwa
Bierze, co się nie zaczęło,
Nie skończyło, nie dopięło,
Lecz nie zawsze, nie zawsze…

Niedaleko Otwocka
Nad Wisłą jest wioska.
Tam mieszkali sobie ludzie,
A opowiem wam o cudzie,
Co się tam wydarzył.

Biednie sobie żyli,
Krowinę doili,
Obrabiali pole małe,
A dzieci nie mieli wcale
I syn im się marzył.

Osiem razy nosiła,
Osiem utraciła.
Raz dziewiąty nosi dziecię,
Ale już się boi przecie
Kolejnej utraty.

Chłop w polu pracował,
Dzień za las się chował,
Gdy wieczoru jednego,
Błogosławionego,
Ktoś zapukał do chaty.

Dziad obdarty, brudny,
Gębę miał paskudną.
Mówi, że głodem przymiera,
A kobieta drzwi otwiera,
Do domu go prosi.

Sadza go przy stole
I kluski w rosole,
A do tego chleba trochę
I kapustę z grochem
Jemu przynosi.

Dziad pojadł do syta,
Resztki brodą wytarł
I się pyta dobrej pani,
Jakie smutki ciążą na niej,
Że pobladła cała.

Ona mówi cicho,
I potem tak wzdycha:
Jeśli dziecię stracę znowu,
To już chyba z nim do grobu
Razem iść bym chciała.

Rzecze dziad: karmiłaś
Mnie, nie wygoniłaś.
Los ci dobro wynagrodzi,
Gdy czas będzie, to urodzisz
Zdrowiuśkiego syna.

Tylko nie zapomnij,
A zawołaj po mnie;
Wyjdź na wał co jest nad rzeką,
Wołaj mnie, a potem czekaj,
Gdy przyjdzie godzina.

Mija tyle miesięcy
Ile trzeba, nie więcej;
I kobieta męża prosi,
Żeby na wał pobiegł co sił
I zawołał dziada.

Mąż się zdumiał srodze,
Lecz nie rzekł niebodze
Ni słowa, i w poprzek sadu
Na wał biegnie, woła: dziadu!!!
Ledwie nie upada.

Trzy razy zawołał,
Lecz pusto dokoła.
Biegnie w dom, tam już po wszystkim:
Żona śpi, a syn w kołysce.
Dziad nad kołyską.

Teraz posłuchajcie,
A krzeseł się trzymajcie.
Idzie Śmierć w całunie białym,
Kosę nad dziecięciem małym
Unosi, aż błyska!

Matka śpi czy drzemie,
Ojciec padł na ziemię.
Dziad naprzeciw Śmierci staje
I nie puszcza jej, i łaje
Śmierć takimi słowy:

Ty, Starucho, czego?
Chłopczyka, o tego,
Ja ci nie pozwolę ruszyć!
Ona rzecze: kiedy muszę,
Rozkaz Panbukowy.

Precz mi stąd, Kostucha!
Precz idź, a posłuchaj:
Ten pod moją jest opieką,
Więc omijaj go z daleka,
Kosą go nie tykaj.

Śmierć napiera, dziad stoi,
Wcale jej się nie boi,
W puste oczy patrzy śmiało,
Aż Śmierć dłoń unosi białą
I paszczękę odmyka…

Nie, nie zjadła dziada,
Ale tak powiada:
Niecham go, niech żyje w szczęściu,
Lecz gdy skończy lat dwadzieścia
W wodzie się utopi!

Poszła Śmierć, noc płynie,
Sny się śnią dziecinie,
Matka otworzyła oczy,
Po policzku łza się toczy,
Łzami dziada kropi.

Żyjcie, dobrzy ludzie,
Rzecze dziad, o cudzie
Nikomu nie powiadajcie!
A chłopaka nie puszczajcie
Nigdy blisko wody;

Rzeki i jeziora
W najgorętszą porę
Niech omija on z daleka.
Mnie wołajcie, gdy opieka
Zda się od przygody.

Żyją ludzie w szczęściu,
Lat mija dwadzieścia.
Chłopak rośnie, chwat i zuch,
A pracuje, że za dwóch,
Nigdy nie narzeka.

Zakochał się szczerze,
Pannę sobie bierze.
A to będzie weselisko!
Ślub w kościele, kościół blisko,
Blisko tuż za rzeką.

Już od rana w izbach
Gwar, a w sieni ciżba
Wystrojona, prom już czeka
Piękny dzień, błękitna rzeka,
Matka dziada woła.

Do kościoła płyną
Chłopak wraz z dziewczyną;
Dziad brodaty tuż przy młodym
Stoi, chroni go od wody,
Patrzy dookoła.

Ciotek starych siedem
Myśli – co za jeden
Na wesele brudny wchodzi!
Lecz to gość, więc się nie godzi
Rzec mu co niemiłego.

Rzekę przepłynęli,
Na brzegu stanęli,
Panny wnet na wóz siadają,
A młodemu konia dają
Pięknie ustrojonego.

Nagle – pies wyskoczył
I konika spłoszył.
Niebo grzmi, idzie na burzę,
A pan młody wprost w kałużę
Spada i nie oddycha.

Szarpią go i budzą,
On twarz jakby cudzą,
Jakby z wosku ma, nie swoją.
Powiał wiatr, ludzie się boją,
Dziad się przez nich przepycha,

Nad młodym się buja,
Z czymś tam się mocuje,
Coś mamrocze, brodę jeży,
Ludzie patrzą i nie wierzą;
Co to jest, u licha!

A to Śmierć tam była,
Z dziadem się kłóciła,
A Śmierć dziada w brodę łechce:
Mój on, trup! Chyba że zechce
Ktoś mu oddać swoje dni,

Wtedy go wykupi.
Ale ludzie nie są głupi,
Każdy żyć chce w tym, co przecie
„Szczęściem” zwą na swoim świecie,
Czyli w wygodności…

Cisza się tam wielka stała,
Milczał wiatr, burza milczała;
Milczy tłum, a chłopak leży,
Dzwony na kościelnej wieży
Całkiem oniemiały.

A może to tydzień trwało,
A może sekundę małą.
Panna młoda w środku staje
I warkocze rozplatając
Mówi głosem śmiałym:

Włosy moje co dzień dzielę na połowy,
Żeby je uczesać, zapleść wokół głowy,
Tak teraz i moje chcę podzielić lata.

Niech się czas mój dzieli, niech płynie za dwoje,
Takie niechaj będzie właśnie szczęście moje,
Niech się mój czas z jego czasem pozaplata.

Co było, ludkowie,
Język nie opowie!
Śmierć precz poszła w sinej chmurze,
Młody podniósł się z kałuży,
Jak ze snu dziwnego.

Kto zrozumiał mniej więcej
Niechaj skłoni swe serce
Przed pokorą. A odkłoni
Mu się sam święty Antoni,
Dziad, co sprawcą był tego.

A kto z was ma głowę
Bystrą i wymowę,
Pieśń niech zapamięta sobie,
A niech komu ją opowie,
By ją też posłyszał.

A też pamiętajcie
I wspominajcie,
Piotra, co świece odlewał
Z wosku, a wosk lejąc – śpiewał
I ze Śmiercią się znał…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s